Zdrowa Niedziela

zdrowa niedziela 0115-20 minut spędzone na wystawie może być początkiem zmian, które będą owocowały przez resztę naszego życia.

Zdrowa Niedziela

Po raz pierwszy w Chicago zagości program Zdrowa Niedziela-Health Expo.

Imprezę zaplanowano na 14 marca. Odbywać się będzie w Copernicus Center (5216 W. Lawrence Ave.) od godziny 2-7pm.

– Zdrowa Niedziela to program edukacyjny promujący zdrowy tryb życia, przeznaczony dla ludzi w każdym wieku, dla rodzin i samotnych. Codzienne nawyki, nad którymi mamy przecież kontrolę, wpływają na nasze zdrowie bardziej niż inne czynniki. Właśnie te zdrowe przyzwyczajenia będziemy promować w czasie naszej imprezy – mówi reprezentant organizatorów, Arkadiusz Bojko. – Unikalnością naszego programu jest kompleksowość przedstawianych zagadnień, zwartość a jednocześnie różnorodność formy – dodaje.

– Zdrowie, to bardzo aktualny temat. Wielu z nas, emigrantów, boryka się z problemem braku ubezpieczenia zdrowotnego. Sytuacja zmusza wiele osób do wydawania ogromnych ilości pieniędzy na ratowanie zdrowia czy życia. Inni wydają pieniądze na specyfiki mające podobno zachować lub poprawić ich zdrowie. Postanowiliśmy przekazać informacje o zasadach, które w zdecydowanym stopniu wpływają na jakość naszego zdrowia, a jednocześnie nie są kosztowne. Zamiast wykładów rozciągniętych w czasie, proponujemy „Zdrowie w Pigułce” – ekspozycję przedstawioną w jednej lokalizacji, która tematycznie dotyka ośmiu zagadnień i wiedzę o nich przekazuje szybko i przystępnie. 15-20 minut spędzone na naszej wystawie może być początkiem zmian, które będą owocowały przez resztę życia.

W trakcie Expo będzie można dowiedzieć się jak ruch, właściwa dieta, picie odpowiedniej ilości wody, korzystanie z promieni słonecznych i świeżego powietrza, umiarkowanie, odpoczynek i zaufanie do Bożej Opatrzności wpływają na nasze zdrowie. – Powyższe zagadnienia, oparte o solidną podstawę naukową, przedstawiane będą w formie bardzo przystępnej, pełnokolorowej ekspozycji graficznej, mini wykładów, mini szkoły gotowania, zajęć interaktywnych i degustacji. Dla zwiedzających będziemy mieli również przygotowane bezpłatne materiały drukowane, promujące zdrowe nawyki oraz propozycje innych programów w dziedzinie zdrowia, jak na przykład Szkoła Wegetariańskiego Gotowania czy wykłady doktora Romana Pawlaka z East Carolina University – zachęca do odwiedzenia Expo A. Bojko.

Organizatorzy chcieliby, aby Zdrowa Niedziela stała się imprezą cykliczną. – Naszym celem jest odpowiedzieć na zapotrzebowanie polskiej społeczności w Chicago. Jeżeli okaże się, że program spotkał się z zainteresowaniem Polaków, jeżeli do jego promocji będą chciały przyłączyć się polonijne media, na pewno będziemy chcieli go powtórzyć.

Wstęp na Expo jest bezpłatny.

Więcej informacji pod numerem telefonu (630) 322 9169.

14 marca(3)

Niebezpieczne mięso

Styl hodowania zwierząt na mięso zmienił się dramatycznie w drugiej połowie XX wieku. Poprzednio zwierzęta hodowane były w sposób naturalny, jadły tak, jak zaplanował to Stwórca. Krowy chodziły bez ograniczeń po pastwiskach, pasąc się na trawie. Kurczaki spacerowały wokół farm, zbierając robaki i trawę. Zwierzęta trzymane były w oborach czy w kurnikach na noc. Chociaż współcześnie możemy spotkać farmerów, którzy hodują zwierzęta w ten sposób, ten rodzaj farmerstwa jest bardzo rzadki. Większość zwierząt jest hodowana zgodnie z modelem stosowania skoncentrowanego karmienia zwierząt (Concentrated Animal Feeding Operation – CAFO). Dla przykładu, około 95% jaj produkowanych na sprzedaż, pochodzi z farm CAFO. Istnieją co najmniej dwie różnice pomiędzy tym modelem, a tradycyjnymi praktykami.

Zgodnie z CAFO zwierzęta są zamknięte w małych zagrodach albo pomieszczeniach, gdzie setki, tysiące a nawet setki tysięcy z nich hodowane są w tym samym czasie. Krowy najczęściej trzymane są na wolnym powietrzu. Natomiast świnie, kurczaki czy indyki hodowane są wewnątrz, w ogromnych pomieszczeniach, ale stłoczone na bardzo małych powierzchniach. Jedzenie i woda dostarczane są zwierzętom mechanicznie. Dla przykładu, kury hodowane dla produkcji jaj, przez całe życie trzymane są w metalowych klatkach, gdzie na jedną kurę przeznaczony jest obszar mniejszy niż jedna kartka papieru listowego! W takich warunkach trudno jest tym zwierzętom nawet się poruszać, a w wielu przypadkach nie mogą się nawet obrócić. U wielu z nich, jako rezultat ograniczonego ruchu, rozwija się dystrofia (zwyrodnienie mięśni). Na rozwój zwyrodnienia mięśni dodatkowo wpływa spożywanie wysokobiałkowej diety, hormonów wzrostu i/lub promotorów wzrostu, które dają możliwość gwałtownego przyrostu ciała. Obserwuje się, że niestety rozwój nóg tych zwierząt nie może nadążyć za przyrostem masy ciała i często nogi nie są w stanie utrzymać ich wagi. Te dwa czynniki często prowadzą do tego, że zwierzęta zaczynają kuleć.

Drugą różnicą pomiędzy hodowlą na tradycyjnych farmach a na tych wciągniętych w model CAFO jest to, co jedzą zwierzęta. Trawa jest naturalną dietą dla bydła. W modelu CAFO pożywienie podawane krowom składa się przede wszystkim z kukurydzy, soi i zboża. Ta dieta powoduje różnorodne problemy trawienne. Kiedy krowy zjadają trawę, stosując dietę jaką zaplanował dla nich Stworzyciel, jako produkt uboczny spożywania wysokiej zawartości błonnika, produkują gaz. Ale gdy są one na diecie w większości skomponowanej z kukurydzy, soi i zboża, choć wciąż produkują znaczne ilości tego gazu, mają problemy z usuwaniem go z organizmu. A zatem ten gaz jest niejako uwięziony w ich ciałach i w rezultacie powoduje wzdęcia, które z kolei często wywołują problemy z oddychaniem, a w niektórych przypadkach mogą nawet być powodem śmierci w wyniku uduszenia. Ta „sztuczna” dieta podawana przeżuwaczom powoduje też inne problemy trawienne, na przykład wyższą niż normalna syntezę kwasów, która może prowadzić do kwasowej niestrawności, a ta następnie do zapalenia ścianek żwacza, największego z 4 żołądków. Wśród innych problemów powiązanych z dietą wysokobiałkową pojawiają się: wrzody na wątrobie i Feedlot Polio Hainego Medina (to schorzenie charakteryzuje się występowaniem paraliżu, który jest spowodowany przez destrukcję witaminy B-1, rezultat kwasicy). Inną bardzo rozpowszechnioną chorobą wśród niosek w CAFO jest zespół krwotoczny stłuszczonej wątroby (FLHS – fatty liver hemorrhagic syndrome). Ta choroba jest rezultatem spożywania dużej ilości kalorii, które powodują produkcję estrogenu endogennego. Szacuje się, że to schorzenie jest jednym z najczęstszych przyczyn zgonów, które spowodowane są krwotokami wewnętrznymi w wątrobie niosek.

Pomimo tego, że dieta trzody hodowanej w modelu CAFO już jest bogata w białko, dodatkowo podawane jest jej skoncentrowane białko w proszku. Produkt ten wytwarzany przez zakłady utylizacji z odpadów, jest skomponowany z dwóch kluczowych składników. Pierwszy, to odpady z części zarżniętych zwierząt, które nie są użyte na mięso (zawierają wnętrzności (jelita) i ich zawartość, głowy, kopyta, rogi, kości i krew). Drugi odpad to martwe zwierzęta. Jako że hodowla według modelu CAFO zakłada trzymanie dużej ilości zwierząt w stosunkowo małych, ograniczonych pomieszczeniach, kondycja ich życia czyni je podatnymi na różnorodne zakaźne mikroby, takie jak E.coli, salmonella, czy campylobacter. W konsekwencji tysiące z tych zwierząt umiera, zanim są nawet gotowe, by być sprzedane do ubojni. Zakłady utylizacyjne zakupują także zwierzęta poddane eutanazji, takie jak psy i koty, oraz te zabite na drogach. Szacuje się, że każdego roku w samych tylko Stanach Zjednoczonych około 40 miliardów funtów martwych zwierząt jest przetwarzane w zakładach utylizacyjnych. Zakłady utylizacyjne gotują, mielą, i suszą nadmiar szczątków i martwych zwierząt w celu zrobienia z nich skoncentrowanego białka w proszku, które potem sprzedają farmerom.

Oto cytat opisujący produkcję tej skoncentrowanej proteiny: „Na podłodze w zakładzie utylizacji odpadów leży masa „surowego produktu”. Tysiące martwych psów, kotów, głowy i kopyta krów, owiec, świń i koni, całe ciała skunksów, szczurów i szopów. Wszystko to czeka, aby być przetworzone. Leżące w temperaturze 35 stopni Celsjusza masy ciał martwych zwierząt stają się pokarmem milionów larw i robaków, które pełzają po padlinie. (…) Amerykański Żurnal Badań Weterynaryjnych (American Journal of Veterinary Research) wyjaśnia, że to powtórnie przetworzone mięso i kości są dodawane jako źródła białka i innych składników odżywczych do diety kur, świń, zwierząt domowych, i w mniejszych ilościach do diety bydła i owiec. Tłuszcz zwierzęcy jest również używany jako źródło energii. Każdego dnia tysiące samochodów ciężarowych na całym obszarze Stanów Zjednoczonych dowozi miliony ton tych „polepszaczy żywności” do producentów drobiu, bydła, świń, ryb i producentów pokarmów dla zwierząt domowych. W ich zakładach polepszacze są mieszane z innymi składnikami paszy podawanej milionom zwierząt, które z kolei będą spożywać jedzący mięso ludzie (…). W ciałach martwych zwierząt znajduje się cała lista niechcianych składników, takich jak pestycydy (w ciałach otrutych zwierząt) a także produkty farmaceutyczne, jak i środki powodujące eutanazję (euthanasia drugs) podawane zwierzętom domowym. Ryby zawierają DDT i inne związki fosforoorganiczne (gromadzą się głównie w ciałach makreli i tuńczyka). (…) Także metale ciężkie w paszy pochodzą z różnych źródeł, takich jak etykietki identyfikacyjne zwierząt, igły i szpilki chirurgiczne”.

Dodatkowo, oprócz karmienia zwierząt skoncentrowanym białkiem w proszku, dieta CAFO wykorzystuje mączkę rybną i mączkę z krwi. Mączka rybia zawiera zmielone martwe, odrzucone ryby czy owoce morza. Krew jest pozyskiwana z rzeźni z zabitych zwierząt. Oczywiście zwierzęta takie jak krowy były stworzone, by być roślinożerne a nie mięsożerne. Ta nienaturalna dieta powoduje różnego rodzaju choroby. Na przykład choroba wściekłych krów (Mad Cow Disease – Bovine Spongiform Encephalopathy) jest spowodowana przez żywienie roślinożerców pokarmem z martwych ciał zwierząt; jest jedną z kategorii chorób określanych powszechnie terminem przenośnej gąbczastej encefalopatii (Transferable Spongiform Encephalopathy). Choroba atakująca ludzi z tej samej kategorii nazywana jest wariantem choroby Creutzfeldta-Jakoba (Varient-Creutzfeldt-Jakob Disease).

W modelu CAFO zwierzęta hodowane na mięso, karmione są różnorodnymi lekami przeciwbakteryjnymi (antybiotyki), hormonami i promotorami wzrostu, oraz arszenikiem (kurczakom podaje się arszenik w pożywieniu w celu zabicia pasożytów, które żyją w ich wnętrznościach). Istnieją dwa podstawowe powody karmienia zwierząt tymi środkami: 1) zapobieganie lub leczenie chorób zakaźnych i 2) promocja wzrostu. Organizacja o nazwie The Union of  Concerned Scientists (tłumacząc dosłownie – Unia Zaniepokojonych Naukowców) szacuje, że około 25 milionów funtów antybiotyków jest corocznie podawane trzodzie w pożywieniu. To stanowi około 70% całej produkcji antybiotyków w Stanach Zjednoczonych. Zwierzęta karmione antybiotykami rosną szybciej niż te nie karmione antybiotykami. Jednak mikroby eksponowane na antybiotyki rozwinęły już swoją odporność na te środki. Naukowcy z Centrum Kontroli Chorób i Prewencji (Center for Disease Control and Prevention) określili odporność mikorbów na antybiotyki: „jedną ze światowych, niecierpiących zwłoki kwestii w zakresie problematyki zdrowotnej”, ponieważ antybiotyki na które mikroby rozwinęły odporność są nieefektywne w leczeniu ludzi, u których rozwinęło się zatrucie mikrobami. Mikroby są już uodpornione na pewną ilość antybiotyków w tym na streptomycynę (streptomycyn), tetracykliny (tetracyclines), penicylinę (penicillin) i fluorochinolony (fluoroquinolones). Dara Corrigan, Acting Principal Deputy Inspector General z Department of Health and Human Services, oświadczyła: „Ostatnie badania zaprezentowały, że odporność mikrobiotyczna wśród bakterii, które rodzą się w pożywieniu, przede wszystkim Salmonelli i Campylobacteri, może powodować długo trwający stan złego samopoczucia i zwiększać ilość bakteriemii (zakażenie krwi bakteriami), leczenia szpitalnego i śmierci. Inne badania zdecydowanie udowodniły, że większość infekcji wywoływanych przez Salomnellę i Campylobacter w wyniku odporności antymikrobowej w krajach rozwiniętych jest spowodowana użyciem antymikrobów w pożywieniu mięsnym. (…) Dlatego… zdrowie człowieka jest zagrożone wskutek używania antybiotyków w pożywieniu dla zwierząt”. Naukowcy obawiają się, że mikroby mogą wkrótce rozwinąć odporność na inne antybiotyki, takie jak wankomycyna (vancomycin),  która uważana jest za lekarstwo „ostatniej szansy”. Wyizolowali już bakterię o nazwie enterococcus bacteria odporną na wankomycynę. Rozwój odporności na wankomycynę przez inne typy mikrobów jest tylko kwestią czasu.

Jednym z najpoważniejszych problemów zdrowotnych wynikających z nabycia odporności na antybiotyki przez mikroby, jest zakażenie gronkowcem złocistym, określanym jako MRSA (Methicillin-Resistant Staphylococcus Aureus). W Stanach Zjednoczonych więcej osób umiera w wyniku chorób wywołanych przez zakażenie gronkowcem złocistym, niż wirusem HIV. Do niedawna tylko pacjenci w szpitalu mieli zwiększone ryzyko zachorowania na MRSA ze względu na nadużywanie antybiotyków w szpitalach. Tego rodzaju MRSA nazywana jest szpitalnym zakażeniem MRSA. W ostatnich latach zanotowano także ogromny wzrost zachorowania na MRSA poza szpitalami, wśród ludzi żyjących w środowisku tzw. zakażenie środowiskowymi szczepami MRSA. Gronkowiec złocisty jest rozpowszechniony wśród wielu zwierząt, takich jak świnie, krowy, konie, a nawet psy. Badania naukowe wykazały wiele przypadków przerzutów MRSA ze świń czy krów na człowieka. Szczególnie osoby pracujące wśród zwierząt, mają duże ryzyko nabycia tych mikrobów. Wankomycyna jest z reguły przepisywana do leczenia MRSA. Jednak jak wspomniałem powyżej, niektóre drobnoustroje są już uodpornione na ten lek.

Innym problemem są hormony wzrostu, które są podstawowym dodatkiem do diety zwierząt takich jak krowy. W Ameryce krowy są karmione substancją o nazwie oestradiol 17, testosteronem, progesteronem, zeranolem, octanem trembolonu (trenbolone acetate) i octanem melengestrolu (melengestrol acetate). Na marginesie warto podkreślić, że jakiekolwiek użycie tych hormonów w Unii Europejskiej jest zakazane od szeregu lat. Naukowcy wierzą, że te hormony używane w paszy zwierzęcej mogą powodować różnego rodzaju problemy zdrowotne u ludzi, takie jak zakłócenie równowagi hormonów, problemy rozwojowe, zakłócenia w systemie reprodukcyjnym, rozwijać raka i prowadzić do wczesnego pojawienie się pokwitania (okresu dojrzałości płciowej u dziewcząt). Najbardziej kontrowersyjnym z powyższej listy hormonów wydaje się być oestradiol 17, który może powodować raka piersi.

Użycie hormonów w paszy zwierzęcej jest również powiązane z większą koncentracją tych chemikaliów w jeziorach i rzekach, zlokalizowanych niedaleko zakładów stosujących model CAFO. Badania, które oceniają wpływ obecności hormonów wzrostu w rzekach i jeziorach donoszą, że „ryby są pod wpływem tych hormonów; osobniki męskie są w pewnym stopniu sfeminizowane, a u osobników żeńskich odnotowuje się pewien stopień zmaskulinizowania”. Według Earl Gray Jr. z Agencji Ochrony Środowiska (Environmental Protection Agency) męskie osobniki w wodach rzek pobliskich CAFO nie tylko produkują mniejszą ilość testosteronu ale także „miały znacząco zredukowany rozmiar jąder”.

W ostatnich latach zanotowano również znaczny wzrost różnych chorób, nie tylko wśród zwierząt lądowych ale również wśród ryb i tak zwanych owoców morza. Ryby mają swój ekwiwalent CAFO; trzymane są w sztucznych zbiornikach, stawach albo w otwartych wodach ogrodzonych tak, żeby nie miały możliwości wypłynięcia z nich. Tego typu hodowle ryb nazywane są intensywnymi akwakulturami (intensive aquaculture). Są one rozpowszechnione po całym świecie. Popyt na ryby i owoce morza w drugiej połowie XX wieku spowodował ogromny wzrost połowów ryb. Aby dostarczyć zamawianą ilość ryb do sklepów i restauracji, zaczęto je hodować na skalę przemysłową. W modelu CAFO, w którym trzyma się duże ilości ryb na małych obszarach, ryzyko pojawienia się chorób jest znacznie wyższe niż u zwierząt lądowych. Ryby mogą łatwo ulec zakażeniu przez pasożyty, takie jak wszy morskie (fish lice), grzyby (fungi), robaki jelitowe (intestinal worms) – takie jak nicienie lub motylice, bakterie (np. pałeczki Yersinia, czy Pseudomonas), oraz pierwotniaki (protozoa). Według Laurie MacBride z Georgia Strait Alliance (organizacja, której misją jest ochrona środowiska morskiego) „wszy na farmach morskich są ogromnym problemem w wodach Kolumbii Brytyjskiej i na całym świecie. W Irlandii pstrągi na wolnych wodach zostały kompletnie unicestwione przez wszy morskie… Minister Rybołówstwa w Szkocji przyznał natomiast, że istnieją dowody, że wszy morskie wpływają na zdrowie i przeżycie hodowli łososi żyjących w wolnych wodach. W Kolumbii Brytyjskiej zaś odnotowano epidemię wszy morskich w różowym łososiu z Archipelagu Broughton, gdzie hoduje się duże ilości łososia na farmach”.

Paul Molyneaux w artykule poświęconym tematowi chorób wśród ryb, opublikowanym przez  Alicia Patterson Foundation (organizację, która promuje najlepsze dziennikarstwo w Stanach Zjednoczonych), napisał: „Schorowane, ginące krewetki stały się pokarmem rybitwy, a robotnicy spiesznie łowili jeszcze żyjące krewetki, aby je wystawić na sprzedaż”. Podobne sceny zanotowano na farmach krewetek od Indii do Ekwadoru, od Tajlandii do Teksasu. W Ekwadorze, który jest największym producentem krewetek na świecie, choroby wirusowe spowodowały w roku 1994 spadek produkcji o 58%. Pomimo tego, że procent zachorowania obniżył się w ostatnich latach, zgony spowodowane wirusami Taura i białych plamek (white spot) ciągle mogą powodować 100% zgonów na zainfekowanych farmach. Taka sytuacja z kolei jest zagrożeniem nie tylko dla największych na świecie farm ale również dla krewetek i ryb żyjących w wolnych wodach, a być może również dla zdrowia człowieka”.

Oczywiście, aby obniżyć procent ilości ryb, które chorują na różnego rodzaju drobnoustroje, producenci używają mocno działających antybiotyków. Jednakże pomimo użycia ich znacznych ilości, śmiertelność sięga aż do 30% nawet na farmach, gdzie problem rozpowszechniania się drobnoustrojów uważa się za utrzymywany pod kontrolą.

W świetle wyżej wspomnianych problemów dobrze byłoby zastosować radę, o której napisała już na przełomie XIX i XX wieku jedna z najbardziej wpływowych reformatorek zdrowia tamtego czasu, Ellen White. „Dieta powinna być progresywna. Gdy choroby wśród zwierząt się zwiększą, używanie mleka i jaj będzie coraz bardziej niebezpieczne. Należy podjąć kroki, aby ich miejsce zajęły inne produkty, które są zdrowe i niedrogie. Na każdym miejscu ludzie powinni się uczyć jak gotować bez mleka i jaj, jeśli jest to tylko możliwe, a jednocześnie jeść żywność zdrową i smaczną”.

Roman Pawlak, Ph.D., RD

Assistant Professor of Nutrition

East Carolina University

Tłumaczenie i edycja: Agnieszka Flakus

Źródła:

Alicia Patterson “Disease: Shrimp Aquaculture’s Biggest Problem” www.aliciapatterson.org

Ellen White. Ministry of Healing. Pacific Press Publishing Association.

United States General Accounting Office. Report to Congressional Requesters. Antibiotic resistance. 2004. http://www.gao.gov/new.items/d04490.pdf

Raloff J. Hormones: Here’s the Beef. Environmental concerns reemerge over steroids given to livestock. Science News Online. 2002(January 5);161(1)p. 10

Greger M. U.S. Continues to Violate World Health Organization Guidelines for BSE. 2004. http://www.organicconsumers.org/madcow/greger12304.cfm

Laurie MacBride, Georgia Strait Alliance www.georgiastrait.org

Union of Concerned Scientists. Food and environment. http://www.ucsusa.org/food_and_environment/antibiotics_and_food/

Lampka czerwonego wina – na zdrowie czy na chorobę?

W ostatnich kilkudziesięciu latach zarówno w mediach, jak i w literaturze naukowej, sporo artykułów poświęcono wpływowi picia napojów alkoholowych – a szczególnie czerwonego wina na zdrowie – człowieka. Większość z tych materiałów dotyczyła wpływu czerwonego wina na choroby sercowo-naczyniowe. Badania epidemiologiczne, takie jak np. Seven Country Study, których celem było porównanie liczby zgonów wskutek chorób krążenia w kilku krajach europejskich, azjatyckich i w Stanach Zjednoczonych wykazały, że u Francuzów odnotowuje się stosunkowo niską ilość zgonów wskutek chorób krążenia w porównaniu choćby z Amerykanami, pomimo podobnego spożycia tłuszczu nasyconego w diecie. Fakt, że Francuzi nie chorują tak często jak Amerykanie  na choroby krążenia, przypisuje się temu, że piją oni znacznie więcej czerwonego wina.

Pozytywny wpływ czerwonego wina na choroby krążenia wiąże się szczególnie z dwoma związkami chemicznymi, o nazwach resweratrol i saponin. Jedno z pierwszych doświadczeń, które zbadało wpływ resweratrolu na choroby krążenia wykazało, że obniża on ryzyko chorób serca. Problemem okazało się jednak, jak przełożyć wyniki tego badania na człowieka. Badanie przeprowadzono bowiem na myszach, którym podano dawkę 24 miligramów resweratrolu na kilogram wagi ciała. Czerwone wino zawiera około 0.2 do 3 miligramów resweratrolu na litr (zawartość ta zależy od kilku czynników), tak więc żeby osiągnąć podobny efekt jak w tym badaniu, osoba ważąca około 70 kg musiałaby wypić przynajmniej kilkaset do kilku tysięcy butelek wina każdego dnia (!). Późniejsze badania wykazały, że resweratrol ma działanie ochronne dla serca, jak również, że alkohol poprawia elastyczność naczyń krwionośnych oraz podwyższa tak zwany dobry cholesterol (HDL). Między innymi dlatego wielu propagatorów zdrowia (w tym niektórzy kardiolodzy) zaleca umiarkowane spożycie czerwonego wina, jako czynnik obniżający ryzyko chorób krążenia.

Zaskoczeniem dla wielu ludzi jest to, że American Heart Association (AHA) nie zaleca picia czerwonego wina, ani innych napojów alkoholowych, jako środka obniżającego ryzyko chorób serca. Takie zalecenie AHA oparte jest między innymi na fakcie, że istnieje przynajmniej kilka problemów, wywołanych przez spożywanie alkoholu, w tym również czerwonego wina. Picie alkoholu zwiększa ryzyko wystąpienia nadciśnienia, wylewu, nadwagi i nowotworów niektórych organów, jak na przykład piersi, krtani, przełyku, jamy ustnej, wątroby i okrężnicy. Co więcej ludzie, którzy piją alkohol, częściej popełniają samobójstwo, narażeni są na większe ryzyko wypadków na drogach i uzależnienie od alkoholu.

Jak wspomniałem wcześniej, u Francuzów odnotowuje się niższe ryzyko zachorowania na chorobę wieńcową serca i inne choroby naczyniowe (krążenia). Ten niższy procent chorób sercowo-naczyniowych przypisuje się stosunkowo dużej ilości spożycia czerwonego wina. Tym, co często nie jest brane pod uwagę w artykułach na temat występowania chorób wśród Francuzów jest natomiast fakt, że odnotowuje się u nich jeden z najwyższych stopni zachorowań na marskość wątroby wśród wszystkich mieszkańców krajów europejskich. Ponadto, Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że śmiertelność wskutek picia alkoholu we Francji jest o około jedną trzecią wyższa niż przeciętna śmiertelność wywołana piciem napojów alkoholowych w Europie Zachodniej.

Pod koniec roku 2007 World Cancer Research Fund i National Cancer Research Institute opublikowały wspólnie dokument zatytułowany „Food, nutrition, physical activity and cancer prevention: a global perspective” („Żywność, odżywianie, aktywność fizyczna i zapobieganie chorobom nowotworowym w globalnej perspektywie”). Ten 500-stronicowy dokument, opracowany na bazie ponad 10.000 traktatów naukowych, zawiera osiem prostych zaleceń, które mają przyczynić się do obniżenia ryzyka zachorowania na choroby nowotworowe. Szóste z nich brzmi: „Z punktu widzenia zapobiegania chorobom nowotworowym, najlepszą dawką spożycia alkoholu jest zero”. To zalecenie zgodne jest z najnowszym przeglądem badań na temat wpływu alkoholu na nowotwory, opublikowanym w Journal of the National Cancer Institute. Wniosek jaki wypływa z tego przeglądu wskazuje, że im większe jest spożycie alkoholu, tym większe ryzyko wystąpienia raka jamy ustnej (o 29%), przełyku (o 22%), krtani (o 44%), odbytu (o 10%), wątroby (o 24%) i piersi (o 12%). Ten przegląd jest jednym z najważniejszych dokumentów na temat wpływu alkoholu  na choroby nowotworowe ze względu na fakt, że jest oparty na wynikach badań przeprowadzonych na bardzo dużej ilości ludzi (ponad 1 milion).

Efekt ochronny dla serca wywoływany przez czerwone wino, przypisuje się przede wszystkim saponinowi i resweratrolowi. Czerwone wino zawiera około 7.5 mg saponinu na szklankę. Należy podkreślić jednak, że saponin można znaleźć w wielu innych produktach, takich jak cieciorka, soczewica, soja, fasolka kidney, orzeszki ziemne, groszek, nasiona sezamu, płatki owsiane, szparagi, szpinak i wielu innych. Resweratrol dla odmiany znaleźć można przede wszystkim w skórze czerwonych winogron (to dlatego resweratrol znajduje się w czerwonym winie). Mniejsze ilości resweratrolu znajdują się również w soi i w orzeszkach ziemnych.

Przypomnę, że w celu obniżenia ryzyka chorób krążenia, AHA zaleca obniżenie cholesterolu, ciśnienia krwi, zmniejszenie wagi ciała oraz zwiększenie aktywności fizycznej oraz spożywanie zdrowej diety. AHA twierdzi również, że obecnie nie ma dowodów na to, że picie wina czy innych napojów alkoholowych może zastąpić powyższe zalecenia. Dieta oparta na produktach roślinnych, takich jak owoce, warzywa, orzechy, nasiona i zboża z pełnego przemiału jest natomiast jedną z najlepszych metod obniżenia ryzyka zapadnięcia na choroby krążenia i wiele innych chorób przewlekłych, takich jak nowotwór czy cukrzyca.

Podsumowując, nawet jeśli umiarkowane spożycie czerwonego wina może mieć charakter ochronny dla serca, to podwyższa ono ryzyko wystąpienia różnorodnych schorzeń, takich jak marskość wątroby i nowotwory wielu organów. Lepsze rezultaty w profilaktyce chorób serca mogą być osiągnięte przez przestrzeganie zdrowej diety i zwiększenie aktywności fizycznej.

Roman Pawlak, Ph.D., RD

Assistant Professor of Nutrition

East Carolina University

Tłumaczenie: Agnieszka Flakus

Źródła:

American Heart Association. http://www.americanheart.org/presenter.jhtml?identifier=4422

Allen et al. Moderate Alcohol Intake and Cancer Incidence in Women J Natl Cancer Inst, 4 March 2009; 101: 296 – 305.

Fenwick & Oakenfull J. Sci. Food Agric. 1983, 34, 186-191

New Cholesterol Fighter Found In Red Wine. Science Daily, Sept. 9, 2003.

http://www.sciencedaily.com/releases/2003/09/030909070840.htm#

World Health Organization. Highlights on health in France 2004.

http://www.euro.who.int/document/E88547.pdf

World Health Organization. Highlights on health in France 2004. http://www.euro.who.int/document/E88547.pdf

Wpływ odpowiedniej ilości snu na zdrowie

Jedną z ważnych zasad zdrowego stylu życia jest poświęcanie odpowiedniej ilości czasu na sen. Wypoczynek w czasie snu jest niezbędny do prawidłowego działania wszystkich organów i komórek w naszym ciele. Niestety, w dzisiejszym świecie niedobór snu jest bardzo powszechny. Badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych wykazały, że przeciętny Amerykanin śpi około 6,85 godzin dziennie. Tylko około jedna trzecia Amerykanów śpi więcej niż osiem godzin dziennie, a prawie jedna trzecia poświęca mniej niż 6 godzin na sen.

Odpowiedni czas spania jest jednym z ważnych czynników wpływających na nasze zdrowie. Istnieje przynajmniej kilka powodów, dlaczego niektórzy ludzie nie poświęcają wystarczająco dużo czasu na sen. Należą do nich między innymi: przepracowanie, praca na zmiany, oglądanie telewizji i bezsenność (trudności z zasypianiem lub kontynuacją snu). Niedobór snu wpływa na wystąpienie różnego rodzaju problemów zdrowotnych, takich jak choroby krążenia, w tym nadciśnienie, cukrzyca, śmiertelność.

W jednym z badań na temat wpływu snu na zdrowie dr Beihl wraz z grupą innych badaczy ocenił wpływ długości snu na ryzyko powstania cukrzycy. Osoby, które spały przeciętnie mniej niż 7 godzin dziennie, miały o 2,36 raza większe ryzyko powstania cukrzycy w porównaniu z osobami, które spały około 8 godzin. Efekt niedoboru snu był podobny u osób o różnym pochodzeniu etnicznym. Grupa badaczy pod kierownictwem dra Kim przeprowadziła podobne badanie na mężczyznach z Korei (wiek 20. do 60. lat). Wyniki pokazały, że osoby, które przeciętnie spały mniej niż 5 godzin dziennie, miały o 2,4 raza większe ryzyko zachorowania na cukrzycę w porównaniu do osób, które poświęcały na sen około 7 godzin dziennie.

Badania wykazały również, że długość snu ma wpływ na choroby serca. Jedno z badań, w którym brało udział ponad 71 000 pielęgniarek między 30. a 55. rokiem życia ze Stanów Zjednoczonych  (znane jako Nurses Health Study) wykazało, że w porównaniu z pielęgniarkami, które spały 8 godzin te, które sprawozdały mniej niż 5 godzin snu na 24 godziny, miały o 82% większe ryzyko zachorowania na choroby serca, te które spały 6 godzin – o 30%,  a te które spały 7 godzin – o 6%.

Badania wykazały także, że długość snu może przyczynić się do ryzyka powstania nadciśnienia. Według badania znanego jako Sleep Heart Health Study, w którym brało udział 2813 mężczyzn i 3037 kobiet między 40. a 100. rokiem życia, osoby śpiące mniej niż 6 godzin miały o 66% wyższe ryzyko nadciśnienia, a te śpiące między 6 a 7 godzin miały to ryzyko podwyższone o 19% w porównaniu do osób, które spały między 7 a 8 godzin dziennie.

Wyniki opisane powyżej, potwierdzone zostały przez analizę snu osób biorących udział w badaniu NHANS (National Health and Nutrition Examination Survey). Wzięło w nim udział 4820 osób między 32. a 86. rokiem życia z terenu całych Stanów Zjednoczonych. W porównaniu z osobami, które spały między 7 a 8 godzin dziennie, te które spały mniej niż 5 godzin, miały o 76% wyższe ryzyko wystąpienia nadciśnienia. Kiedy naukowcy prowadzący to badanie włączyli do analizy tylko osoby między 32. a 59. rokiem życia, ryzyko nadciśnienia u osób, które spały mniej niż 5 godzin było jeszcze większe i sięgało 110%. Oznacza to, że niedobór snu może mieć jeszcze większe znaczenie u osób dorosłych w średnim wieku w porównaniu z osobami starszymi.

Odpowiednia ilość snu odgrywa również ważną rolę w profilaktyce raka. Według badania przeprowadzonego w Japonii, w którym wzięło udział 23 995 kobiet, te śpiące zwykle 6 godzin dziennie, miały o 62% wyższe ryzyko zachorowania na raka piersi w porównaniu z tymi kobietami, które spały 7 godzin. Badanie przeprowadzone na 22.320 Japończykach wykazało, że w porównaniu do mężczyzn śpiących zwykle 7 do 8 godzin, mężczyźni śpiący mniej niż 6 godzin, mieli o 82% wyższe ryzyko wystąpienia raka prostaty.

Badania, które oszacowały wpływ snu na zdrowie wykazały, że długość snu wpływa również na inne problemy, takie jak przybieranie na wadze, pamięć, humor, poirytowanie i niecierpliwość, nieregularny rytm serca i zwiększenie poziomu hormonów stresu. Te same badania pokazały również, że osoby, które śpią dłużej niż 8 do 8,5 godzin dziennie także mają podwyższone ryzyko niektórych schorzeń, takich jak na przykład cukrzyca czy nadciśnienie, chociaż to ryzyko nie jest aż tak duże, jak w przypadku niedoboru snu. Wyniki tych badań wyraźnie wskazują jaką wagę ma odpowiednia ilość snu w naszym zdrowiu i sugerują, że odpowiednia długość snu powinna wynosić między 7,5 a 8,5 godzin dziennie.

Roman Pawlak, PhD. RD

Assistant Professor

East Carolina University

Department of Nutrition and Dietetics

Źródła:

Beihl DA. et al. Sleep duration as a risk factor for incident type 2 diabetes in a multiethnic cohort. Annals of Epidemiology,  2009;19:351-357.

Kim J. et al. The association of sleep duration and type 2 diabetes in Korean male adults with abdominal obesity: the Korean National Health and Nutrition Examination Survey 2005. Diabetes Research And Clinical Practice, 2009;86:e34-6.

Ayas NT. et al. A prospective study of sleep duration and coronary heart disease in women. Archives of Internal Medicine, 2003;163:205–209.

Gangwisch, J. et al. Short Sleep Duration as a Risk Factor for Hypertension: Analyses of the First National Health and Nutrition Examination Survey. Journal of the American heart Association, 2006(April 6);47:833-839. http://hyper.ahajournals.org/cgi/reprint/47/5/833.

Gottlieb, D. et al. Association of Usual Sleep Duration With

Hypertensions: The Sleep Heart Health Study. Sleep, 2006;29:1009-1014.

http://www.journalsleep.org/articles/290803.pdf.

Kakizaki M et al. Sleep duration and usa cialis the risk of prostate cancer: the Ohsaki Cohort

Study. British Journal of Cancer, 2008;99:176 – 178.

Kakizaki M. et al. Sleep duration and the risk of breast cancer: the Ohsaki Cohort Study. British Journal of Cancer, 2008;99:1502 – 1505.

Spytaj milicjanta

Skąd taki tytuł tego artykułu? Otóż pod koniec 1983 roku, a więc w dość odległej epoce, Dezerter, punk rockowy zespół z Warszawy, nagrał singla dla Tonpressu na którym wśród 4 utworów znalał się jeden o bardzo znamiennym tytule: „Spytaj milicjanta”. Tak, tak, wtedy była jeszcze Milicja Obywatelska. Policja pojawiła się wraz z przemianami ustrojowymi. Po latach członkowie zespołu powiedzieli: „Wziąwszy pod uwagę warunki panujące w owych czasach, Dezerter miał ogromne szczęście, że płyta ujrzała w ogóle światło dzienne. I dziękujmy Bogu, że tak się stało!!!”

To tyle jeśli chodzi o tytuł, a co do treści artykułu, to do napisania go zainspirował mnie incydent, który miał niedawno miejsce. Jechałem samochodem z moim tatą. Chciałem mu pokazać pewien skrót przez, gdzie można jechać trochę szybciej, gdzie nie ma ruchu i gdzie nigdy nie ma policji…. Minąłem jeden samochód, drugi, a następny udało mi się wyprzedzić tuż przed znakiem zakazu wyprzedzania. Po przejechaniu kilkuset metrów zauważyłem w lusterku niezbyt przyjazne niebieskie światła palące się na dachu samochodu jadącego tuż za mną. Zwolniłem. Wyprzedził mnie policyjny pojazd. Nic innego mi nie pozostało jak zatrzymać się i czekać na to, co stanie się za chwilę.

Policjant zapytał mnie czy wiem jakie przepisy złamałem. Powiedziałem, że zapewne chodzi o przekroczenie prędkości. Dowiedziałem się, że kilkakrotnie złamałem zakaz wyprzedzania. Widocznie zakazem była objęta cała ulica, czego niestety nie zauważyłem. Mówiły o tym dwa znaki drogowe. Nie dyskutowałem, bo wiedziałem, że mogę tylko pogorszyć sytuację. Pan zabrał moje dokumenty i poszedł do policyjnego samochodu, a ja tylko w duchu modliłem się, aby mandat nie był za wysoki. Po pięciu minutach wrócił i zapytał czy wiem ile kosztuje mnie złamanie tych przepisów. Powiedziałem, że nie wiem. „Pięćset złotych za każdy znak zakazu, plus dwa razy po pięć punktów karnych”. O rany! To było o wiele więcej niż przypuszczałem. Nie zdążyłem powiedzieć słowa. Policjant oddał mi dokumenty i powiedział, że mogę jechać. Byłem w szoku. Podziękowałem, przeprosiłem i ruszyłem przed siebie. Później postanowiłem napisać o tym zdarzeniu, tylko ile osób mi uwierzy, że takie rzeczy mogą naprawdę mieć miejsce?

Ludzie wierzący może nie mają za wiele do czynienia z policją, ja jednak miałem kilka niemiłych incydentów. Byłem wtedy młody i głupi. Gdy legitymowano mnie na ulicy, na dworcu, czułem się lepiej, bo mnie zauważono w tłumie. Ale czy tak naprawdę był to powód do dumy? Chyba nie. Normalni ludzie nie lubią kontaktów z policji. Niezależnie od tego czy są krzywdzącymi czy pokrzywdzonymi.

Kiedy byłem małym chłopcem, miałem wadę wymowy. Moje ciocie prosiły mnie żebym zaśpiewał im ich ulubioną piosenkę. Oczywiście to były takie prowokacje, bo w piosence było dużo słów z głoską „er”, którą wymawiałem jak „eł”. Tak więc biedny śpiewałem „Bułak, bułak, bułaki, wszyscy chłopcy łajdaki”. Ona oczywiście zataczały się od śmiechu, bo musiało to brzmieć bardzo zabawnie. Gdy ktoś wtedy pytał mnie kim chciałbym zostać, mówiłem, że milicjantem. A dlaczego? Bo chciałem zamknąć do więzienia moje ciocie, które się ze mnie śmiały.

Możnaby zadać sobie pytanie czy w naszej kościelnej rzeczywistości znajdziemy policję zborową. Z pewnością wielu z nas przekonało się, że w zborach mamy tzw. stróży porządku publicznego. Zazyczaj są to osoby, które pełnią tę służbę dobrowolnie, za którą nie otrzymają nawet słowa podziękowania J. Mam trochę wspomnień z czasów studiów w Seminarium (z perspektywy czasu coraz lepiej rozumiem, że trudno byłoby utrzymać taką placówkę bez seminaryjnych policjantów).

Co więcej, gdy myślę o przeszłości, przypominają mi się sytuacje, gdy ja wcielałem się w takiego samozwańczego policjanta zborowego, gdy wprowadzałem w życie pewne siłowe rozwiązania, sądząc, że tak właśnie należy postąpić, ponieważ sytuacja tego wymaga… Dzięki mnie, dzięki takim postawom pewnych osób nie ma teraz w zborze. Niestety, czasu nie da się cofnąć. Gdy 10 lat temu ktoś nazwał mnie policjantem zborowym. Czułem, że „uderzyłem w stół i odezwały się norzyce”… Jak łatwo można sobie wytłumaczyć takie rzeczy i dalej… cierpieć w słusznej sprawie. No cóż, kto lubi policjantów, a służba nie drużba

Pamiętam jak kiedyś na kampie w Zatoniu zadano publicznie pytanie czy wolno zaglądać wyznawcom do lodówki. Policjant zborowy na pewno nie miałby problemów z odpowiedzią na to pytanie. Jeśli masz wątpliwości…. „Spytaj milicjanta / On ci prawdę powie! / Spytaj milicjanta / On ci wskaże drogę!”[1]

Kiedyś odwiedziłem kolegę ze zboru i zobaczyłem u niego w kuchni piwo. Bardzo mnie kusiło, aby zapytać czy aby nie miało jakichś procentów. Pokusa, a może był to odruch bezwarunkowy? Wszak policjant zborowy powinien być na służbie 24 godziny na dobę…

Czy w Biblii znajdujemy przykłady takich policyjnych postaw? Owszem, ale osoby te nie są postawione w pozytywnym świetle.

Gdy wrogowie proroka Daniela chcieli usunąć go z kręgu najbardziej wpływowych osobistości Babilonu, uciekli się do niezwykle podłego podstępu. Wskoczyli w swoje policyjne uniformy i skutecznie przeprowadzili swój plan do końca. Nakryli Daniela na przestępstwie – tak, Daniel wierny Bogu modlił się, wbrew zakazom, trzy razy dziennie.

Również apostoł Paweł był bacznie obserwowany przez zborowych policjantów, który „po kryjomu zostali wprowadzeni i potajemnie weszli, aby wyszpiegować naszą wolność, którą mamy w Chrystusie, żeby nas podbić w niewolę” (Ga 2,4).

Nawet sam Jezus był szpiegowany przez policję. „A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć” (Mk 3,2). Byli to prawdziwi specjaliści, do tego intryganci. Pod koniec Jego życia uknuli misterny plan, aby oskarżyć Go o łamanie Prawa Mojżeszowego. Historię tę można doczytać w Ewangelii Jana, 8 rozdział (o kobiecie przyłapanej na cudzołóstwie – już oni dobrze się postarali o to, aby została przyłapana).

Jezus też obserwował innych, ale nie po to, aby ich oskarżać. Pewnego razu przyglądał się ludziom, którzy wrzucali swoje dary do skrzyni przy świątyni. Jego wyrok od razu wyłowił w tłumie kobietę, która zmierzała w kierunku skrzyni, aby wrzuć tam swój dar. Chciała zrobić to ukradkiem, aby nikt nie zobaczył na jaki dar było ją stać. Jednak Ten, który bada serca, wiedział, że był to dar największy ze wszystkich – owa kobieta oddała Bogu wszystko, co miała.

Oczywiście, zdarzają się dobrzy policjanci, ale Jezus powołał nas chyba nie do tego, żebyśmy byli policjantami, a raczej lekarzami, pielęgniarzami, ….ratownikami. Jezus nigdzie w Biblii nie występuje w charakterze policjanta. Wręcz przeciwnie, stwarzał On platformę do tego, aby grzesznicy w Jego towarzystwie czuli się bezpiecznie. Oczywiście, Jezus nie bagatelizował grzechu. Dla Niego jednak czymś zasadniczym było oddzielenie grzesznika od jego grzechu. On po prostu kochał grzeszników, a przy tym nigdy nie pochwalał ich grzechów. Natomiast dzisiaj nie rzadko zdarza się, że grzesznicy nie mogą znaleźć swojego miejsca w Kościele, a to właśnie za sprawą stróżów porządku, którym czasami zbyt łatwo przychodzi kochanie grzechu i nienawidzenie grzesznika. Spróbujmy częściej myśleć o Jezusa jako ratowniku. On był bezgrzesznym przyjacielem grzeszników. To z kolei powinno poruszać nasze sumienia.

Niemiecki teolog, Jürgen Moltmann, napisał kiedyś, że „Bóg płacze z nami, byśmy mogli kiedyś śmiać się razem z Nim”. Tak więc gdy będziesz pytał o drogę, jak znaleźć takiego Boga, to pytaj raczej nie „milicjanta”, raczej najlepszego RATOWNIKA…

Tomasz Sulej


[1] Fragment utworu pt. „Spytaj milicjanta” zespołu Dezerter.

Czym się różni pana kościół?

– Czym się różni się pana kościół od mojego? – Takie pytanie słyszałem niezliczoną ilość razy. I chyba nie tylko ja.

Gdy postawiono mi je pierwszy raz, w ciągu dwóch godzin wyłożyłem mojemu rozmówcy wszystkie nasze zasady wiary. Ależ byłem z siebie zadowolony. Tylko zaskoczyło mnie to, że ta osoba od razu się nie nawróciła. Szczerze mówiąc byłem nawet zawiedziony. Czyż to wszystko nie trzymało się kupy? Czyż nie było logiczne?

Po jakimś czasie, gdy już trochę dojrzałem w wierze, gdy też nieco zmądrzałem, nabrałem chrześcijańskiego doświadczenia, wiedziałem, że była to całkowita „klapa”, że popełniłem straszny błąd.

Mijały lata i nadal spotykałem się z takimi pytaniami. Odpowiedzi jakich udzielałem – wydawało mi się – były lepsze, mądrzejsze. Mówiłem moim rozmówcom, że w moim kościele wierzy się w to, czego naucza Pismo Święte, że np. wierzę że wierzący powinni jako dorośli przyjmować chrzest, itd. Oczywiście, nie były to złe odpowiedzi, ale raczej czas nie był właściwy. Tak więc odczuwałem, że coś tu nie gra. Dlaczego? No bo ludzie wcale nie chcieli wstępować w moje ślady.

Jakiś czas temu miałem ciekawe zdarzenie. Ponownie usłyszałem to specyficzne pytanie. Uśmiechnąłem się do siebie, ponieważ wydawało mi się, że tym razem nie popełnię błędu i odpowiem tak, że mój znajomy szeroko otworzy usta i zada pytanie: „Co mam zrobić, aby być zbawionym”. Byłem przekonany, że moja odpowiedź na jego pytanie powinna być na tyle ciekawa, że zaintryguje go do stawiania następnych pytań, pobudzi do myślenia. Wydawało mi się, że dobrze jest również odpowiedzieć w taki sposób, aby zbudować most między mną a rozmówcą. Tak więc powiedziałem mu, że wierzę w bliski powrót Jezusa, który położy kres cierpieniu, umieraniu, itd. (pomyślałem, że to wzbudzi to u niego pewnego rodzaju nadzieję). Powiedziałem mu także o tym, że nie należy się bać Boga, bo On nas kocha i ma dla nas przygotowane to, co na pewno nas pozytywnie zadziwi i zaspokoi nasze wszystkie potrzeby (sądziłem, że to wyda mu się atrakcyjne). Potem, jakby od niechcenia wspomniałem, że w moim kościele duchowni mają swoje rodziny i że to jest chyba dobre rozwiązanie (byłem pewien, że to mu się spodoba i powie, że właśnie tak być powinno). I rzeczywiście, człowiek kiwał ze zrozumieniem głową. Najwidoczniej zgadzał się ze mną.

Gdy potem myślałem o naszej rozmowie, zastanowiła mnie pewna sprawa – dlaczego w pewnym momencie mój znajomy zamilkł. Dlaczego nie zadał kolejnych pytań, dlaczego… nic się nie stało. „Boże” – modliłem się – „czyżby znowu coś nie tak? Czyżbym coś zepsuł? Przecież tak fajnie nam się rozmawiało”.

Odpowiedź przyszła bardzo szybko. Pan Bóg pokazał mi rozmowę Jezusa z Nikodemem, którą możemy przeczytać w Ewangelii Jana w 3 rozdziale. To ciekawe – pomyślałem – czyżbym nie potrafił powiedzieć ludziom o tej prostej, ewangelicznej prawdzie? To przecież ona stanowi główną różnicę o którą nieświadomie pytają. Gdy jakiś człowiek stawia mi takie pytanie, to jest to znakomita sposobność, aby doprowadzić go momentu, gdzie będzie mógł podjąć decyzję o potrzebie przeżycia nowonarodzenia.

Jest jednak pewien problem – czy w sytuacji, gdy ktoś kto nie ma takiej potrzeby, jesteśmy w stanie zrobić coś, aby taką potrzebę poczuł, uświadomił sobie? Tu mam poważne wątpliwości.

Nasze duchowe zrozumienie ulega ciągłej ewolucji. Po jakimś czasie, gdy słyszałem takie pytanie odpowiadam mniej więcej tak: „W moim kościele wierzy się, że nowonarodzenie jest warunkiem zbawienia. Pan Jezus powiedział, że jeśli się ktoś nie narodzi na nowo, nie będzie zbawiony. Być może uczono cię, że musisz być dobrym człowiekiem, albo że musisz mieć ludzi, którzy po twojej śmierci będą się modlić za ciebie. Niestety, to nie pomoże. Pan Jezus powiedział o jednym, jedynym warunku: „Z całą mocą muszę cię zapewnić, że jeśli nie narodzisz się na nowo, nie wejdziesz do Królestwa Bożego” (współczesna parafraza J 3,3).

Jak ważne jest by narodzić się na nowo, aby mieć bezpośrednią relację z Bogiem, bez konieczności uciekania się do pośredników. (Wbrew pozorom protestanci też mogą mieć pośredników… czy też relikwie. Biblia dla niektórych też może stać się taką relikwią. Ale to temat na odrębny artykuł.)

Wracając do wspomnianej przeze mnie rozmowy – praktyka pokazała, że rozmówca wcale nie musi być zainteresowany duchowym aspektem takiego pytania, nie koniecznie jest zainteresowany uzyskaniem właściwej, poprawnej odpowiedzi. W takim razie na co liczy zadając je? Być może na jakieś sensacyjne informacje. A może chce się przekonać czy jest prawdą to, że za przyłączenie się do społeczności konwertyta otrzymuje „bonusa” od jakiegoś bogatego sponsora z zagranicy.

Jeżeli damy się złapać w pułapkę i zaczniemy wyliczać różnice, to w zasadzie można być pewnym, że rozmowa taka nie przyniesie żadnych duchowych korzyści. Dlaczego tak uważam? Sprowadzając rozmowę na ten poziom, zaspokoimy czyjąś ciekawość, ale na pewno nie głód pełni życia chrześcijańskiego. Co więcej, wybudujemy mur pomiędzy nami a rozmówcą, mur którego on na pewno nie będzie chciał rozbijać czy przeskakiwać. A czy ma nam zależeć na budowaniu murów? Czy naszym największym pragnieniem nie powinno być znalezienie płaszczyzny na której możemy zaświadczyć o tym czym jest życie z Chrystusem? Czy nie powinniśmy wykorzystać takiej sytuacji do tego, aby przedstawić komuś Jezusa, i to takiego Jezusa, jakiego ludzie na pewno nie znają? Gdy wybudujemy mur podziału, na pewno nie będzie już czasu na przedstawianie Jezusa i Jego łaski? A dzisiejszy człowiek tak bardzo jest zagłodzony jeśli chodzi o Bożą łaskę, wręcz brzydzi się nią. Ale dlaczego? Dlatego, że kojarzy mu się ona ze słabością, nieudacznictwem.

Słyszałem kiedyś takie powiedzenie, że adwentyści powinni być najbardziej znani i kojarzeni z Jezusem. Tymczasem jaka jest rzeczywistość? Dobrze jest gdy w ogóle kojarzą nas z jakimś Kościołem chrześcijańskim. Gdy wśród chrześcijan pada hasło adwentyści, kojarzy się ono z zaciekłymi dyskusjami na temat soboty, a w najlepszym wypadku z troską o zdrowie. Ale czy o to nam chodzi? Czy na tym ma polegać chrześcijańskie świadczenie?

Czasami wdanie się w dyskusję dotyczącą różnic w wierze może wręcz prowadzić do zasmucania Ducha Świętego. Może brzmi to dziwnie, ale ja osobiście doświadczyłem tego. Nie raz było tak, że po rozmowie na temat różnic [kursywa] czułem duchowego kaca. Nie bez powodu Jezus powiedział: „Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały” (Mt 7,6). Czy wypowiadając tych słów nie miał na myśli takich jałowych dyskusji?

Ludzie często prowokują nas pytaniami, które inne znaczenie mają dla nich, inne dla nas. Jedno jest pewne – nie wolno nam schodzić na ten poziom. Nie wolno dać się sprowokować do rozmowy, która do niczego dobrego nie prowadzi. Czyż nie lepiej jest wykorzystać zadane w ten sposób pytanie do duchowej rozmowy? (jeżeli nasz rozmówca jest na to przygotowany).

Z doświadczenia wiem, że podziały wśród wierzących są na rękę szatanowi. Jeżeli zaczynam komuś opowiadać o Bogu, to często pada pytanie: a jakiego jest pan wyznania, do jakiego kościoła pan należy? Diabeł bardzo lubi przypinać etykiety, które innych blokują, wywołują podejrzliwość, strach, obawy i uprzedzenia. Czyż w takich sytuacjach nie jest lepiej powiedzieć, że należę do Jezusa, do Jego wspólnoty. (Prawie nigdy na początku znajomości nie mówię ludziom, że jestem adwentystą. Przedstawiam się ogólnie, jako protestant.)

Dzisiejsza wolność wyznania rodzi specyficzny rodzaj prześladowań – bardziej niebezpieczny – prześladowanie duchowe: uprzedzenia, obawy, strach – warownie w umysłach i sercach ludzi. Warownie te budowane są kłamstwem i zakłamaniem, mieszaniem Prawdy z domieszką ludzkiej zacietrzewionej pseudonauki, podtykanej ludziom przez szatana, którzy nie poznali łaski płynącej od żyjącego Króla i Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa.

I na koniec bardzo ciekawy cytat z książki „Życie Jezusa”: „W swoich stosunkach z ludźmi [Jezus] nie pytał o wyznanie i przynależność kościelną” (ŻJ, s. 54, wyd. XIV). Zamiast dyskutować z ludźmi, zamiast karmić ich doktrynami, którymi prawdopodobnie w ogóle nie są zainteresowani, starajmy się przedstawić piękno Ewangelii, piękno Jezusa i Jego pragnienie zbawienia człowieka. Gdy dla rozmówcy stanie się to „perłą o wielkiej wartości”, sprzeda wszystko i kupi ją, razem z pełnym pakietem, w którym na pewno nie zabraknie… wiecie czego…

Tomasz Sulej

Pomoc dla Haiti

ADRA

23 stycznia podczas nabożeństwa nasz kościół zbierał specjalne dary na pomoc mieszkańcom Haiti. Suma, jaką uzbieraliśmy podczas nabożeństwa, jak i poprzez indywidualne wpłaty na konto ADRY wyniosła ponad 1000 dolarów. Z bólem serca łączymy się z wszystkimi, których dotknęła ta tragedia.

Poniżej zamieszczamy tłumaczenie apelu przewodniczącego Diecezji Illinois – pastora Kena Denslowa.

Do Członków Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego w Diecezji Illinois

Drodzy Bracia i Siostry,

Przez ostatnie dni z bolącymi sercami przyglądamy się tragedii, jaka rozgrywa się na Haiti. Miałem sposobność rozmowy z wyznawcami w naszej diecezji, którzy pochodzą z Haiti. Ich ból jest trudny do opisania. Jedna z naszych sióstr kontaktowała się ze mną w sprawie jej zaginionego ojca. Wyobraźcie sobie jej radość, gdy dowiedziała się, że ojciec żyje! Jej brat wyjechał z Haiti, gdzie był w odwiedzinach, parę godzin przed trzęsieniem ziemi.

Właśnie otrzymałem raport od przewodniczącego Wydziału Środkowo-Amerykańskiego, pastora Israela Leito, który powstał po jego powrocie z Haiti. Raport ten został przesłany do przewodniczącego Generalnej Konferencji, pastora Jana Paulsena i pastora Dona Schneidera, przewodniczącego Wydziału Północno-Amerykańskiego. Poniżej zamieszczam streszczenie tego raportu.

Wyraża on podziękowania dla Generalnej Konferencji i Wydziału Północno-Amerykańskiego za obfitość wsparcia i współczucie okazane członkom kościoła na Haiti. Najsilniejsza diecezja naszego kościoła na Haiti ucierpiała najdotkliwiej. W przyszłym tygodniu diecezja ta będzie starała się przekazać pensje pracownikom kościelnym, co jest znacznym wyzwaniem w sytuacji całkowitego zniszczenia systemu bankowego. Wydział Środkowo-Amerykański podjął decyzję pomocy w wypłatach do czasu unormowania sytuacji.

Unia Dominikańska (połowa wyspy jest hiszpańska) również wystąpiła z programem pomocy wyznawcom na Haiti, w postaci środków i personelu. Unia Puerto Rico wysyła autobusy załadowane potrzebnymi produktami, korzystając z połączeń promowych, jakie kursują między Puerto Rico i Republiką Dominikańską.

Oto parę informacji o rozmiarze zniszczeń:

> 115 kościołów zostało zupełnie zniszczonych

>  60 innych zostało poważnie uszkodzonych i nie mogą być używane do czasu gruntownej inspekcji pod katem bezpieczeństwa

>  Kompletnemu zniszczeniu uległo 5 szkół, a 60 kolejnych zostało poważnie uszkodzonych.

Oto opis wyrażony słowami pastora Leito:

„Jeżeli widzieliście relację podaną przez Fox News, to kościół wspomniany w tej relacji znajduje się akurat naprzeciw pałacu prezydenckiego, tam gdzie znajduje się szkoła, w której jak sadziliśmy, zginęło wiele dzieci. Okazało się jednak, ze w szkole tej zginął tylko dozorca. W czasie, gdy wystąpiło trzęsienie ziemi, brał akurat prysznic i nie mógł opuścić budynku. Gdy zawalił się kościół, dzieci wybiegły na zewnątrz, by zobaczyć, co się dzieje i w tym właśnie czasie zawaliła się szkoła. Pod gruzami innego dużego kościoła, w którym, w czasie, gdy wystąpiło trzęsienie, odbywały próbę dwa chory z rożnych kościołów odnaleziono 14 ciał. Nasza kościelna infrastruktura, której budowanie zajęło tyle lat, legła w gruzach w przeciągu kilku sekund”.

> Jak dotąd, potwierdzono śmierć 600 członków kościoła, którzy zginęli w wyniku ostatniego trzęsienia ziemi.

> Kolejnych 600 odniosło poważne rany, z których wiele doprowadziło do amputacji kończyn.

> 15,000 naszych braci i sióstr utraciło swoje domy.

> 27,000 znajduje się w ośrodkach dla uchodźców.

> Nie zginął żaden z pastorów, choć kilku z nich odniosło rany, a niektórzy utracili wszystko, co posiadali.

„Na uniwersytecie zawalił się dach żeńskiego akademika oraz powstały uszkodzenia w innych budynkach. Większość przemysłowej części uniwersytetu została znacznie zniszczona, zamykając drogę pochodzącym z niej dochodom na rzecz uniwersytetu”.

ADRA (Adventist Disaster and Relief Agency) działa już bardzo aktywnie i widocznie na Haiti. Prowadzi ośrodki dla uchodźców, wydaje pomoc materialną oraz znacznie pomaga w pracy adwentystycznych szpitali, które tak jak i inne placówki medyczne na Haiti są przepełnione rannymi. Wiele spośród naszych instytucji medycznych w Stanach Zjednoczonych mobilizuje się, by przyłączyć się do wysiłków na rzecz pomocy poszkodowanym.

Ostatnie słowa w raporcie pastora Leito:

„W imieniu kościoła na Haiti, chciałem podziękować Wam za wsparcie i każdą odrobinę otrzymanej pomocy”.

(Photo Credit: Matt Herzel/ADRA International)

Najlepsze, co możemy obecnie zrobić, to modlitwa i finansowe wsparcie dla ADRA oraz wielu innych organizacji charytatywnych, które działają na Haiti. Zgłosiło się do mnie wielu członków, którzy wyrazili swoje pragnienie udania się na Haiti jako woluntariusze.. W najbliższych miesiącach i latach nadejdzie czas, gdy trzeba będzie odbudować kościoły, szkoły i inne instytucje, jednak te działania muszą poczekać. Obecnie jest czas na ratowanie życia istnień ludzkich i pomoc mieszkańcom Haiti w powrocie do podstawowego poziomu normalności. Na dzisiaj, po prostu dajmy nasze pieniądze! Można to zrobić online na stronie  www.adra.org. Załączam też list pochodzący wprost z ADRA. Wielu z Was będzie chciało odpowiedzieć na te potrzeby już w tę sobotę, w kościele. Nie organizujemy obecnie specjalnej kościelnej zbiorki, ponieważ wpłacając bezpośrednio do ADRA przekazanie środków nastąpi znacznie szybciej, niż przy zbiórce w kościele przesłanej przez diecezję. Proszę Was o rozważenie szczodrego daru na pomoc mieszkańcom Haiti.

Życzę Wam Bożego błogosławieństwa, gdy będziecie wielbić Boga w dzisiejszy Sabat.

Z pozdrowieniami,

Ken Denslow, przewodniczący

Illinois Conference of Seventh-day Adventists

Informacje umieszczone na FOX NEWS:

http://www.youtube.com/watch?v=DZZc-orxSG0

Haiti 02

Duszpasterska wizyta pastora Kyoshina Ahn

Kyoshin logo

W sobotę 9 stycznia z wizytą duszpasterską gościł w chicagowskim zborze pastor Kyoshin Ahn, sekretarz diecezji Illinois Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego (Executive Secretary of Illinois Conference of Seventh-day Adventists). W trakcie wizyty wygłosił kazanie, zatytułowane „Jaki jest Twój Bóg”.

– Co motywuje naszego Boga do kochania nas w taki sposób? – pytal Kyoshin Ahn. – To bardzo ważne, byśmy posiadali bardzo jasny obraz tego, jaki jest nasz Bóg, bo wszystko co robimy, będzie zdeterminowane przez to, jaki On jest. To jak poprowadzimy nasze życie, będzie wynikało z tego, jak postrzegamy naszego Boga.

Kyoshin Ahn  urodzony w Korei, kształcił się zarówno w kraju pochodzenia, jak i w Stanach Zjednoczonych. Zdobył tytuł Master of  Divinity na  Andrews University w MI, oraz tytuł doktora w zakresie Nowego Testamentu na Vanderbilt University w Nashville, TN. Zanim dołączył do diecezji Illinois, był pastorem w Potomac Conference, a następnie pracował jako koordynator Dywizji Północnoamerykańskiej dla kościołów koreańskich.

Kyoshin Ahn i jego żona, You Mi, mają dwójke dzieci: Jisun (16 lat) i Jisoo (15 lat).

Zapraszamy do wysłuchania kazania pastora Kyoshina Ahna.

Kyoshin Ahn – Jaki jest Twój Bóg?

http://www.vimeo.com/8687016

Nabożeństwo świąteczno-noworoczne

koniec roku

Rok 2009 był dla naszej społeczności wielkim błogosławieństwem. Poza duszpasterską wizytą przewodniczącego kościoła Adwentystów Dnia Siódmego w Illinois – pastora Kena Denslowa i sekretarza kościoła – Eda Barnetta, mogliśmy gościć także długo oczekiwanego przewodniczącego kościoła w Polsce – pastora Pawła Lazara.

To, co jednak najwięcej sprawia nam radości, to służba zdrowotna i duchowe wspieranie Polaków mieszkających w Chicago i w okolicach. Zanosiliśmy dziękczynienie naszemu Bogu za programy zdrowotne dra Romana Pawlaka z East Carolina University, NC  oraz za ciekawe wykłady zaproszonego z Polski pastora Zbigniewa Makarewicza. Radość ludzi i poprawa ich zdrowia były dla nas najlepszą zapłatą za wszelkie przygotowania związane także ze szkołą zdrowego gotowania.

Z dużym entuzjazmem  powitaliśmy też  naszą nową, własną stronę internetową www.adwentysci.com. Za jej pośrednictwem chcemy również w internecie być przystanią odpoczynku, nadziei i refleksji.

Pragniemy serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy wspierają nas radą i modlitwą. Specjalne podziękowanie składamy  braterstwu Bojko, za ich pracę w naszym kościele. Oby dobry Bóg miał ich w swojej opiece w nadchodzącym roku.

Mijający rok pożegnaliśmy w ostatnią sobotę na specjalnym nabożeństwie, prowadzonym przez młodzież i dzieci. Nasze serca są wdzięczne Najwyższemu za liczne dary, jakimi je obdarzył. Kazanie, jakie wygłosił pastor Bojko, przypomniało nam, że rok się kończy, ale misja jest ciągle przed nami. Modlimy się, by nadchodzący rok również obfitował w Jego prowadzenie.

Występ młodzieży i dzieci podczas nabożeństwa

Kazanie pastora Arkadiusza Bojko – Rok minął – misja trwa

http://www.vimeo.com/8439520

B-12 – prawdy i mity

O tym, jak witamina B-12 wpływa na ludzki organizm oraz czym grożą jej niedobory, z doktorem Romanem Pawlakiem z East Carolina University rozmawia Agnieszka Flakus.

Witamina B-12 jest jedną z kilku witamin rozpuszczalnych w wodzie. Bierze udział w reakcjach chemicznych zachodzących w każdej komórce ludzkiego ciała. Jest niezbędna do normalnego funkcjonowania mózgu i układu nerwowego, wytwarzania krwi, kwasów tłuszczowych, energii, itd. Jej aktywna forma nazywa sie kobalamina. Termin ten określa grupę związków chemicznych, zawierających kobalt. Witamina B-12 posiada najbardziej skomplikowaną strukturę chemiczną ze wszystkich witamin. Aktywna forma tej witaminy wytwarzana jest tylko przez mikroorganizmy (bakterie, wirusy, grzyby i drożdże).

– Kto jest najbardziej narażony na ryzyko niedoboru witaminy B-12?

Roman Pawlak: Niedobór witaminy B-12 jest dość powszechny na całym świecie. Szacuje się, że w Stanach Zjednoczonych około 20%, a w Europie około 40% osób ma mały niedobór tej witaminy. W grupie ludzi narażonych na niedobór witaminy B-12 znajdują się weganie (ludzie niespożywający żadnych produktów zwierzęcych), lakto-owo-wegetarianie (którzy nie spożywają produktów mięsnych ale używają produkty pochodzenia zwierzęcego, jak mleko, przetwory mleczne i jajka) oraz ludzie, którzy spożywają mięso. Największe ryzyko niedoboru mają weganie oraz osoby starsze. Również osoby, którym wycięto dolną część jelita cienkiego są narażone na niedobór B-12. Niedobór może być spowodowany niedostatecznym spożyciem tej witaminy (tak jest w przypadku wegan i wegetarian) albo niedostateczną jej absorpcją (w przypadku osób starszych i ludzi z wyciętą częścią jelita). Według badań przeprowadzonych na przestrzeni lat wśród różnych środowisk, takich jak np. wyznawcy Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego (zarówno wśród wegan jak i lakto-owo-wegetarian), osób stosujących dietę makrobiotyczną, czy tak zwaną Natural Hygiene i Living Diet, niedobór witaminy B-12 wynosił od 12 aż do 94%. Wśród Adwentystów niedobór B-12 oszacowano na 53% wśród lakto-owo-wegetarian i 60% do 89% wśród wegan (w dwóch różnych badaniach).

– Jakie są konsekwencje niedoboru witaminy B-12?

Niedobór witaminy B-12 może spowodować wiele różnych problemów, z których niektóre są nieodwracalne. Należą do nich między innymi: demencja, ataksja, atrofia nerwu wzrokowego, katatonia, psychozy, zmiany nastrojów, zawał mięśnia sercowego i zakrzepica żył, niedokrwistość megaloblastyczna oraz schorzenia neurologiczne, takie jak neuropatia, mielopatia (choroba rdzenia kręgowego), upośledzenie pamięci, depresja, atrofia mózgu, zmęczenie, zaniki pamięci i osłabienie. Generalnie uważa się, że krótkotrwały niedobór B-12 nie powoduje zmian w układzie nerwowym. Nie mniej jednak długotrwały niedobór prowadzi do nieodwracalnych powikłań.

– Czy to prawda, jak podają niektóre źródła, że witamina B-12 znajduje się w pewnych produktach pochodzenia roślinnego. W jakich produktach można znaleźć witaminę B-12?

Sam znam niektóre źródła, jakie wspominają, że witamina B-12 znajduje się nie tylko w fermentowanych produktach sojowych, ale i w innych produktach roślinnych, takich jak owoce, warzywa, oliwki, zboża, a nawet w wodzie. Niestety są to informacje nieprawdziwe. Nie jest też prawdą twierdzenie, że te produkty są dobrym źródłem witaminy B-12 dla wegetarian, bo po prostu tej witaminy nie zawierają. Wierzenie, że witamina B-12 znajduje się w niektórych fermentowanych produktach roślinnych, oparte jest na badaniach przeprowadzonych w latach 80. Niestety proces pomiaru zawartości tej witaminy w produktach takich jak tempeth (fermentowany produkt sojowy) czy algi, nie był precyzyjny i zawierał pomiar związków chemicznych, które nazywane są witaminą B-12, ale które nie są aktywną formą tej witaminy. Witamina B-12 (kobalamina) w organizmie człowieka przekształcana jest w dwie różne, biologicznie aktywne formy: metylokobalaminę i adenosylkobalaminę. Ponadto wyróżnia się cyjanokobalaminę – formę witaminy B-12 często dodawaną do niektórych produktów, takich jak mleko sojowe. Jest ona również używana w suplementach dietetycznych. Cyjanokobalamina jest przekształcana w organizmie w aktywne formy witaminy. Oprócz biologicznie aktywnych form, istnieją również pseudo-witaminy B-12, które nie mają żadnej wartości dla organizmu człowieka. Są one produkowane przez niektóre organizmy, takie jak na przykład algi. Jak wspomnieliśmy, nieaktywnie biologicznie formy witaminy B-12 zostały znalezione także w niektórych produktach, typu fermentowane produkty sojowe. Należy jednak podkreślić, że nieaktywne biologicznie formy witaminy B-12 mogą przyczynić się do niedoboru tej witaminy w organizmie, ponieważ blokują normalny proces metaboliczny form biologicznie aktywnych. Podsumowując, produkty roślinne nie zawierają aktywnych form witaminy B-12.

– Czy jest prawdą, że bakterie w jelitach i jamie ustnej (na zębach) produkują witaminę B-12? A jeśli tak, czy to wystarczy do zaspokojenia zapotrzebowania organizmu na tę witaminę?

Ten pogląd oparty jest na doświadczeniu przeprowadzonym przez grupę badaczy, prowadzonych przez dr M.J. Albert, która wykazała, że bakterie z gatunku Pseudomonas i Klebsiella produkują witaminę B-12 w jelicie cienkim. Należy jednak pamiętać, że ta produkcja jest bardzo mała. Znaczne ilości tej witaminy produkują bakterie w jelicie grubym, jednakże jej absorpcja odbywa się w jelicie cienkim, dlatego B-12 produkowana w jelicie grubym nie jest użyteczna dla człowieka. Należy również podkreślić, że obecność bakterii w jelicie cienkim może faktycznie przyczynić się do niedoboru tej witaminy, dlatego że B-12 dostarczona z pożywieniem jest zużyta przez bakterie zanim zostanie zaabsorbowana do obiegu krwi. Bakterie na zębach i w jamie ustnej mogą produkować znikome ilości witaminy B-12; są to jednak ilości tak małe, że nie należy brać ich pod uwagę. Słyszałem kiedyś osobę, która nawoływała do nie mycia zębów przez kilka godzin po posiłku, aby umożliwić produkcję B-12 przez bakterie na zębach. Ale nawet gdybyśmy w ogóle nigdy nie myli zębów, produkcja B-12 przez bakterie żyjące w naszej jamie ustnej jest znikoma. Więc tego typu strategie mogą się zakończyć nieodwracalnymi konsekwencjami. Znam jedną książkę, wydrukowaną w języku polskim, której autorzy twierdzą, że produkcja witaminy B-12 przez bakterie w jamie ustnej jest w stanie pokryć zapotrzebowanie na tą witaminę u wegetarian. Jest to jednak błędne twierdzenie, niepotwierdzone przez żadne badania. Jeżeli taki pogląd byłby prawdziwy, to wegetarianie nie mieliby niedoborów tej witaminy. A jak wspomniałem już wcześniej, procent wegetarian, członków Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego z niedoborem tej witaminy sięga około 50%, a wśród wegan niedobór odnotowuje się u 60 do prawie 90% osób. Nie jest również prawdą, jak twierdzą niektóre źródła, że symptomy niedoboru witaminy B-12 nie są widoczne u wegetarian. Przeciwnie, osoby spożywające dietę opartą na produktach roślinnych wykazują takie symptomy niezależnie od rejonu geograficznego, w jakim żyją. Badania pokazują niedobory zarówno u dorosłych i starszych wegetarian, u dzieci, a nawet u niemowląt karmionych piersią matek z niedoborem tej witaminy.

– Jak zatem zapobiegać niedoborom witaminy B-12?

Osoba dorosła powinna spożywać 2.4μg witaminy B-12 każdego dnia. Jej źródła w diecie to mięso, wędliny i produkty zwierzęce. Jak wspomniałem wcześniej, witamina B-12 produkowana jest tylko przez drobnoustroje. Przyczyną, dla której mięso i produkty zwierzęce zawierają tę witaminę jest to, że zwierzęta są w stanie zaabsorbować ją z układu trawiennego, gdzie bakterie produkują jej znaczące ilości. Dla przykładu, 100 g krowiego mleka zawiera od 0.2 do 0.4μg. W mleku, które było gotowane przez 2 do 5 minut, około 30% witaminy B-12 jest zniszczone przez temperaturę. Około 20 do 60% witaminy B-12 pozostaje w serze zrobionym z tego mleka. Mięso, ryby i jaja zawierają trochę więcej B-12 w porównaniu do mleka i nabiału.

Wysoka temperatura niszczy witaminę B-12. Badania wykazały, że poddanie produktu, który zawiera witaminę B-12 gotowaniu, smażeniu czy innej obróbce cieplnej spowodowało spadek zawartości tej witaminy od około 23, aż do prawie 97% w zależności od rodzaju produktu, temperatury i czasu. Najnowsze badania przeprowadzone w Norwegii sugerują, że witamina B-12 z mięsa i jaj nie jest aż tak dobrze przyswajalna, jak z nabiału i ryb. Warto jednak w tym momencie dodać, że spożycie mleka i nabiału podwyższa między innymi ryzyko raka prostaty. Dlatego zwiększenie spożycia tych produktów mogłoby mieć niewskazane konsekwencje. Osoba spożywająca typową dla krajów zachodnich i Polski dietę złożoną z mięsa, wędlin i produktów mięsnych, spożywa dwa do trzech razy więcej witaminy B-12 niż wynosi jej zapotrzebowanie.

Generalnie zaleca się aby weganie, wegetarianie, osoby starsze (powyżej 50. roku życia), a także osoby, które często używają środków na nadkwasotę, spożywały witaminę B-12 w postaci suplementów. Badanie opublikowane w 2005 roku w żurnalu Archives of Internal Medicine wykazało, że „najmniejsza dawka cyjanokobalaminy (forma witaminy B-12 spożywana w suplementach) konieczna do zaniknięcia łagodnej postaci niedoboru witaminy B-12 wynosi więcej niż 200 dawek zalecanych do spożycia w diecie, która wynosi około 3μg”. Oznacza to, że dawka spożywana w postaci suplementów powinna wynosić przynajmniej 250μg. Witamina B-12 dostarczona z suplementów absorbowana jest w inny sposób, niż witamina dostarczona w diecie. B-12 w produktach przyczepiona jest do białka. Po spożyciu witaminy B-12 w pożywieniu, w żołądku kwas żołądkowy i pepsyna odłączają B-12 z glikoproteiny, do której jest przyczepiona. To pozwala B-12 powiązać się z tak zwanym „białkiem R”, które jest wytwarzane przez gruczoły ślinowe i żołądek. W jelicie cienkim enzymy trawienne produkowane przez trzustkę, trawią białka R, do których jest przyczepiona B-12, co z kolei umożliwia jej przyczepienie się do czynnika wewnętrznego (czynnik wewnętrzny jest rodzajem białka, wytwarzanym przez żołądek). Absorpcja następuje w tylnej części jelita cienkiego i wymaga receptorów, które odróżniają tylko witaminę B-12 związana z czynnikiem wewnętrznym, a nie rozróżniają witaminy B-12, która nie jest związana z tym czynnikiem. Witamina B-12 z suplementów jest absorbowana w inny sposób, mianowicie przez proces zwany dyfuzją prostą. Szacuje się, że z suplementów absorbowany jest mniej niż 1% witaminy.

– Czy suplementy dietetyczne dostarczają aktywną formę witaminy B-12?

Biologicznie aktywna forma witaminy B-12 nazywa sie kobalamina. W suplementach dietetycznych znajduje się cyjanokobalamina, czyli nieaktywna forma, która jest uaktywniona w organizmie. Cyjanokobalamina jest produktem składającym się z kobalaminy i cyjaniny. Kobalamina produkowana jest przez bakterie, natomiast cyjaninę dodaje się w laboratorium, aby zwiększyć stabilność tego związku chemicznego. Aktywacja cyjanokobalaminy polega na usunięciu cyjaniny, która jest „odczepiana” od kobalaminy przez enzymy. Istnieją rzadkie przypadki wrodzonej niemożliwości produkcji enzymu, który odpowiedzialny jest za tą reakcję. W takim przypadku osoba narażona jest na niedobór B-12.

– Czy spożywanie witaminy B-12 wyłącznie w fortyfikowanych produktach (jak płatki śniadaniowe czy mleko sojowe) zaspokaja zapotrzebowanie organizmu na tą witaminę?

Do dziś nie ma żadnych badań, które bezpośrednio odpowiedziałyby na to pytanie. Nie mniej jednak, wiedząc jak absorbowana jest witamina B-12, sądzę że spożywanie B-12 w produktach fortyfikowanych nie dostarcza dostatecznej ilości tej witaminy. Pamiętać musimy, że forma B-12 dodawana do mleka sojowego i innych produktów fortyfikowanych jest tą samą, którą przyjmujemy w suplementach. Jak już wspomniałem, żeby zapobiegać niedoborom tej witaminy, należy spożywać dawkę około 250μg dziennie. Jednakże mleko sojowe, płatki śniadaniowe i inne produkty fortyfikowane zawierają tylko około 2.4μg w każdej porcji. Dlatego spożywanie B-12 w suplementach wydaje się najrozsądniejszą metodą zapobiegania jej niedoborom.

– Czy reklamowana często witamina B-12 stosowana pod język ma jakieś specjalne zalety w porównaniu do innych suplementów?

R.P.: W jamie ustnej może być zaabsorbowana bardzo mała ilość witaminy B-12. Jelito kręte (dolna część jelita cienkiego) jest głównym miejscem wchłaniania B-12.

Niektóre osoby spożywają tak zwaną podjęzykową formę B-12 wierząc, że jest ona lepiej przyswajalna. Jednakże jedyną przyczyną, dla której można by spożywać podjęzykową witaminę B-12 jest fakt, że zawiera ona pokaźną dawkę – 500 μg, a nie dlatego, że jest ona stosowana pod język.

– Jak można zbadać poziom witaminy B-12 w organizmie?

Poziom witaminy B-12 może być zbadany na kilka sposobów. Najbardziej dokładnym testem jest sprawdzenie poziomu kwasu metylmalonowego w moczu. Normalny poziom tego kwasu wynosi 0.08 do 0.56 mmol/L. Podwyższony poziom oznacza niedobór tej witaminy (niewydolność nerek i zmniejszenie objętości wewnątrznaczyniowej mają również wpływ na poziom tego kwasu). Innym testem jest pomiar B-12 w surowicy krwi. Są przynajmniej dwa testy, które mogą być używane do pomiaru poziomu B-12 w surowicy krwi: analiza radioimmunologiczna i analiza mikrobiotyczna. Analiza radioimmunologiczna często może pokazać fałszywy pozytywny wynik, tylko dlatego, że mierzy ona nie tylko aktywne ale również nieaktywne rodzaje witaminy B-12. Poziom podaje się albo w mmol/L albo w pg/mL. Poziom witaminy B-12 w serum krwi nie powinien być niższy niż 150pmol/L albo 200pg/mL. Poziom B-12 może być również pośrednio oceniony po pomiarze homocystyny we krwi. Podniesiony poziom homocystyny (> 15µmol/L) może oznaczać niedobór witaminy B-12, kwasu foliowego albo witaminy B-6. W takim przypadku należy przeprowadzić dodatkowe testy.

– Czy są inne niż pożywienie i suplementy źródła witaminy B-12?

Oprócz suplementów dobrym źródłem witaminy B-12 są tzw. nutritional yeast (drożdże odżywcze). Dwie czubate łyżeczki albo jedna czubata łyżka stołowa zawierają mniej więcej tyle tej witaminy, ile wynosi dzienne zapotrzebowanie. Badanie opublikowane w żurnalu Annals of Nutrition Metabolism wykazało znaczne obniżenie poziomu kwasu metylmalonowego wśród osób, które spożywały witaminę B-12 w postaci suplementów albo drożdży odżywczych.

– Jak należy leczyć niedobór witaminy B-12?

Przede wszystkim należy pamiętać, że poziom witaminy B-12 w organizmie człowieka powinien zbadać lekarz. Należy również skonsultować z lekarzem tryb leczenia. Generalnie, niedobór witaminy B-12 leczy się wstrzykując domięśniowo 1000mg . Zwykle wstrzykuje się albo hydroksykobalaminę albo cyjanokobalaminę (dwie formy witaminy, które organizm człowieka jest w stanie przekształcić w formy biologicznie aktywne) codziennie przez dwa tygodnie, a potem raz na dwa tygodnie przez 6 miesięcy. Badania wskazują również na to, że dzienne spożycie 1000 albo 2000μg w formie suplementów przynosi podobny efekt.

Niezwykle ważne jest, by zapobiegać powstawaniu niedoboru tej witaminy. W tym celu polecałbym spożycie jej w formie suplementów dietetycznych. W przypadku wegan i ludzi starszych, suplementy należy przyjmować każdego dnia w dawce najlepiej 250μg. W przypadku lakto-owo-wegatarian, polecam taką samą dawkę przynajmniej 4-5 razy na tydzień.

– Czy można przedawkować witaminę B-12 i jakie mogą być tego konsekwencje?

Do dziś nie są znane przypadki spożycia toksycznych ilości witaminy B-12. Pomimo tego, w celu zapobiegania niedoborom nie ma potrzeby spożywania dawek większych niż 1000μg. Wspomniane przeze mnie wcześniej źródło (które promuje tezę, że witamina B-12 znajduje się w produktach takich jak owoce, warzywa czy zboża), powołując się na badania na zwierzętach, twierdzi, że duże spożycie witaminy B-12 może powodować raka. Opublikowane badania naukowe nie potwierdzają jednak takiej tezy. Wręcz przeciwnie, niektóre badania sugerują, że witamina B-12 może mieć korzystny wpływ na profilaktykę nowotworów piersi i jelita grubego. Inne badania, w których osoby spożywały przez okres kilku lat setki razy większą dawkę tej witaminy niż dzienne zalecenie, nie wykazały ani pozytywnego ani negatywnego wpływu tej witaminy na rozwój raka.

– Dziękuję za rozmowę.

*Roman Pawlak Ph.D., RD, jest profesorem odżywiania i dietetyki na East Carolina University w Greenville, NC. Studia doktoranckie ukończył na University of Southern Mississippi. Na swojej uczelni wykłada: Nutrition and Wellness (Dietetyka a zdrowie), Nutrition in Metabolism and Physiology (Dietetyka, metabolizm i fizjologia), Vegetarian Nutrition (Dietetyka wegetariańska) i Nutrition Science (Dietetyka w ujęciu naukowym).

Szczególnym zainteresowaniem profesora Pawlaka jest profilaktyka dietetyczna realizowana w oparciu o działalność kościołów i placówek społecznych.

Roman Pawlak jest autorem książki „I am the Lord who heals you, oraz współautorem książki „Matka wegetarianka i jej dziecko”.

Badania naukowe dra Pawlaka opublikowane są w amerykańskich i międzynarodowych pismach naukowych takich jak Ethnicity and Disease, Journal of Primary Prevention czy Journal of Nutrition Education and Behavior.